czwartek, 12 grudnia 2013

Rozdział 11

Zielonooki nie mógł się za bardzo skupić przy pomaganiu Czarnej Wdowie w badaniach zagrożeń na planecie. Na monitorach jednak było widać jak radzi sobie ekipa. Czuł, że powinien być z nimi i szukać syna a nie przesiadywać z agentką w bazie i bezczynnie się patrzeć.
-Nie mogę tu dłużej siedzieć, muszę do nich dołączyć - przejął się
-Teraz ich nie znajdziesz, dadzą sobie radę! 
-Masz jakiś skafander chłodzący czy coś podobnego? - chodził po statku i szukał
-Czy Ty nigdy nie popuszczasz? - narzekała - nie cofną się specjalnie dla Ciebie.
-Mogłem nie słuchać Sigyn i iść z nimi dalej! - wkurzył się - kobiety zawsze źle doradzają! 
Czarna wdowa plasnęła się w czoło i popatrzyła się na niego z ironią. 
-Gdybyś jej nie posłuchał, to po paru metrach byś padł. Atmosfera na tej planecie nie jest wcale taka przyjemna. Dobrze, pójdźmy tam razem - zaproponowała nagle. 
Wstała z krzesła i poszli do pomieszczenia gdzie trzymano wszystkie skafandry. Było to ciemne i ponure pomieszczenie, śmierdziało smarem i metalem. Po środku stał stół z różnymi przydatnymi drobnostkami. 
-Najpierw ubierz ten skafander - wskazała palcem - a jak to zrobisz to podłączę Ci płyn który obniży ci temperaturę o parę stopni, będzie on dopływał Ci z małej butli rurkami. 
Zielonooki nigdy nie nosił czegoś takiego, na myśl o tych wszystkich rurkach, gazach, skafandrze zbrzydło mu dołączenie do ekipy.

Nagle agentka odwróciła się gdy zobaczyła że stoi jak kołek i nic nie mówi.
-Coś po twojej minie wnioskuję, że rezygnujesz? - uśmiechnęła się szeroko
-No dobra, to jednak zły pomysł...Zostaję. 
Nagle obydwoje podskoczyli, gdy coś stuknęło w maszynowni. 
Przerażona spojrzała tylko na niego, a on uniósł jedną brew do góry i przymrużył oczy. 
-Co to było? - szepnęła
-Chyba mamy gości - zniesmaczył minę.
-Zostawiłem swoje berło na stole...niech to! - szepnął zdenerwowany
Szybko pobiegli po jego berło i hełm. W kamerze było widać jak Avengersi walczą z wrogami. 
Loki na widok tego ściskał pięści i zęby i podbierał się rękami o stół. 
-Patrz, są pod ziemią!. Sigyn znalazła dzieci! rozwiązuje je. 
-Jeszcze zgładzę tę planetę!! - wykrzyczał zdenerwowany 
-Uspokój sie, Sigyn zaraz tu będzie - powiedziała i oddaliła się na chwilę by sprawdzić skąd dobiegł huk. 
Loki, który oglądał całą sytuację dostrzegł dziwną przemianę Sigyn. Jej skóra zmieniła się na niebiesko, z oddali widać było błyszczące czerwone oczy. Czyżby pochodziła z Laufey? jeśli tak, to jest to jego rodzina. 
Avengersi wciąż walczyli, jednak Sokole oko i Kapitan Ameryka powoli padali ze zmęczenia. Nagle Loki coś sobie uświadomił.
-Panno Romanoff! - zaniepokoił się jej zniknięciem.
Wziął do ręki berło i pobiegł w kierunku dziwnych hałasów. Na swojej drodze zastał Ormianina, który próbował wystrzelić w jego stronę pocisk. Loki szybko zastosował unik, kolejnym razem podstępnie go wykiwał tworząc drugą postać i teleportując się za jego plecami. Wystrzelił mu jeden konkretny pocisk w głowę i powalił go. 
-MMMHH! - wyła z zaklejonymi taśmą ustami. Miała rozcięte czoło i siniaki na szyi. Oraz związane ręce i nogi. 
-Po co się oddalałaś? - powiedział odklejając jej usta. 
-No sory, ale byłeś zajęty podglądaniem jak radzi sobie grupa więc pomyślałam, że pójdę sama się rozejrzeć. Już masz wystarczająco problemów... :( dziękuję za pomoc, ale i tak wiedziałam, że w końcu się kapniesz i mnie znajdziesz :). 
Przytuliła go mocno, gdy nagle coś stuknęło drzwiami i słychać było znane głosy. Szybko rozpoznał kto to i uśmiechając się tylko do Czarnej Wdowy poszedł w stronę drzwi. 
Stała tam Sigyn trzymając się ledwo na nogach, miała pokaleczone ręce i nogi. Również  w okolicy dekoldu było widać liczne rozcięcia i siniaki. Stali nad nią Crystal i Serafina obydwoje wyglądali na wycieńczonych, pełno siniaków i zadrapań. 
-Martwiłem się o Was! 
-Tata! myślałem, że mnie zostawicie! - płakał jak dziecko i zawiesił się na szyi Lokiego
-Nigdy byśmy tego nie zrobili! oo, dziecko ty moje, tak bardzo się bałem o Ciebie i Serafinę. 
W jednym momencie Sigyn upada, Czarna wdowa nie zdążyła jej podtrzymać. Straciła przytomność. Obydwoje szybko chwycili ją na ręce i zaprowadzili do małej lecznicy. 
Loki poczuł głęboką rozpacz, nie dość, że dziewczyna ledwo przybyła na nogach to w dodatku nakłoniła go by nie szedł. Tylko dlaczego to zrobiła? z troski?. Przecież w ogóle go nie znała. Przynajmniej Loki miał takie wrażenie. Ale czuł, że to rodzina.
-Bazo gwiezdna! odbiór? halo? - słychać było głosy przez kanciaste urządzenie. Loki szybko podszedł do niego i nawiązał kontakt z Kapitanem.
-Tutaj Loki, nic Wam nie jest?
-Nie, już wracamy. Mamy dwoje w złym stanie ale myślę, że się wyliżą. Bez odbioru.
Nagle Loki zamarł gdy pomyślał, że Sif mogłaby być w ciężkim stanie. Ale myślał też o Sygin.
Ona chyba wiedziała, że to rodzina dlatego tak zwracała na niego uwagę. Poza tym nie jest wcale taka zła, jest ładną blondynką która ma długie włosy i niebieskie oczy, w dodatku jest pochodzi z tego samego świata co on. Gdy o niej myślał, pragnął dowiedzieć się więcej na jej temat. Sabina siedziała przy niej w lecznicy a Crystal przetarł sobie rany. Wszedł do lecznicy i po paru minutach wyszli ze zdrową i pełną sił Sygin.
Nie do wiary jak jedno dziecko potrafi uczynić cuda. Na statek weszli Avengersi, lecz tylko z lekkimi zadrapaniami. W gorszym stanie była Sif ale była przytomna. Bardziej okaleczony był Sokole Oko. To była para która najbardziej ucierpiała. Zamienili ze sobą parę słów i powrócili do Midgardu.
-Na serio, tak Ci się podoba ta Sif? - zapytał go Tony Stark
-Nie zadawaj głupich pytań...
-Bo wiesz, mój kolega... - wyszeptał, ale Loki go już nie usłyszał. Poszedł do Sigyn, dziewczyna siedziała i piła napój, wyglądała na nieśmiałą osobę, trochę samotną. Zamknął drzwi by porozmawiać z nią i poznać.
-Jak się czujesz? - zapytała nagle co było dużym zaskoczeniem.
-Chciałem podziękować, za odnalezienie...
-Nie ma za co. Dla Ciebie zrobię wszystko - zarumieniła się
Loki pokazał szeroki uśmiech i dosiadł się koło niej.
Jej twarz zrobiła się niebieska a oczy czerwone.
Zanim zdąrzył ją zapytać, wyczuła jego myśli:
-Tak, pochodzę z Jotunheim. Jak byłeś niemowlakiem to jako mała dziewczynka opiekowałam się Tobą, a później gdzieś zniknąłeś i nigdy Cię już nie odnalazłam. Pokochałam Cię bo byłeś wyjątkowym dzieckiem.
Słyszałam o Twoich wybrykach, nie wiedziałam że będziesz do tego wszystkiego zdolny. Ale sama nie byłam lepsza...
-Wiem, że robiłem źle. Ale co chcesz mi przez to powiedzieć że sama nie byłaś lepsza... wygnano Cię z Jotunheim?
-Tak, miałam już nigdy się tam nie pojawiać. Później zmarli twoi biologiczni Laufey i Ferbauti. Loki, oni nawet nie zamierzali Cię szukać, zapomnieli o Tobie. Chciałam Cię odnaleźć, zabrać z Asgardu ale byłam tam wrogiem i nie miałam prawa się tam pojawiać. Teraz widzę... że jesteś szczęśliwy z kimś innym...
Wybacz ale muszę już iść... - poleciała jej łza z oka. Nieśmiało pocałowała go w policzek i poszła. Zupełnie się tego nie spodziewał ale w jego głowie zaczynało rozkwitać uczucie. Wie, że nie może zostawić Sif ale ona tak na prawdę nie była jego prawdziwą rodziną. A jeżeli to było tymczasowe zauroczenie?.
Sigyn potrzebuje rodziny bo nie ma się gdzie podziać. Avengersi to nie jest jej rodzina tylko znajomi. Niby jest starsza od Lokiego ale wygląda niezwykle młodo. W dodatku jest piękna... ma cudowny głos... tak rozmyślał pewien czas dopóki Thor i Crystal nie weszli mu zakomunikować, że powoli będą musieli wracać do Asgardu.
-Coś nie tak, Loki? jesteś jakiś zamyślony. Halo, mówię do Ciebie! pożegnaj się i wracamy.
Loki nagle ocknął się i potwierdził. Ale miał wciąż myślał o tym co mówiła mu Sigyn.





1 komentarz:

  1. Nieźle. Dzieje się. Troszkę chaotycznie i czasem nie ogarniam, ale spoko.

    OdpowiedzUsuń